Bo o tej książce mówi się
wszędzie…
Światło, którego nie widać wywołało wiele emocji na rynku wydawniczym, nie tylko w
Polsce. Autor, który pisał swoją powieść 10 lat, za którą zdobył nagrodę
Pulitzera, budzi ciekawość. Ta książka nie schodziła z ust czytelników i
wielokrotnie ją wymieniano pośród przedstawicieli wartościowej literatury jako
tytuł obowiązkowy do przeczytania. W czym tkwi ten fenomen? I czy naprawdę jest
o czym tyle mówić?
Marie-Laure mieszka w Paryżu
wraz z ojcem. Mając sześć lat, straciła wzrok. Od tamtej pory uczy się poznawać
świat za pomocą słuchu i dotyku. Pięćset kilometrów na północny wschód mieszka
Werner, chłopiec, który stracił rodziców i który przez przypadek odkrywa swoje
techniczne umiejętności. Losy tej dwójki splatają się po wielu latach, w małym
miasteczku w Bretanii…
Mam cały świat w tej książce.
Jak możecie się domyślić,
znowu się do czegoś tu przyczepię. Tradycja musi zostać podtrzymana, że zawsze
się czegoś doszukam w zachwalanej książce, bo nigdy nie może być tak, że ona
spodoba mi się tak samo jak wszystkim.
W tej sytuacji najgorsze jest
to, że ja nie mam się do czego przyczepić, bo książka jest bardzo dobrze
napisana, mówi o wszystkich ważnych aspektach i skupia się na francuskich i
niemieckich realiach podczas drugiej wojny światowej. A jednak mimo tego
wszystkiego, coś mi tu nie zagrało. Przez pierwszą połowę byłam zaintrygowana.
Autor powoli, bardzo stopniowo wprowadzał czytelnika w swój świat. Wszystko
dzieje się wolno i stonowanie, każdy szczegół jest dokładnie opisany i mamy
poczucie, że wiemy o głównych bohaterach więcej niż wszystko. Tak było do
połowy, po później opuściło mnie to uczucie wszechwiedzy. Miałam poczucie, że
nie wiem, co się dzieje. Czułam się niedoinformowana i pominięta w
rozważaniach. Na przykład zaczęłam się gubić, kiedy Marie-Laure mówi o swoim
prawdziwym dziadku, a o kiedy o swoim stryju, nazywanym różnymi synonimami.
Przestałam ogarniać, ile Werner ma lat, bo zanim pojawiło się wyjaśnienie
zawarte w jednym zdaniu, minęło kilkadziesiąt stron. A o co chodziło z tym
Niemcem w domu to nie wiem do tej pory.
Światło, którego nie widać jest trochę dziwnym tworem. Z jednej strony z
jaknajwiększą dokładnością próbuje w metaforyczny, jak najbardziej poważny
sposób mówić o wojnie, a z drugiej głównymi bohaterami czyni dzieci, które nie
do końca wszystko rozumieją, co aktualnie się dzieje. Autor zderzył ze sobą dwa
światy; brutalność Niemców i ciężkie czasy, w których każdy obawiał się tego,
co może spotkać go za rogiem, z dziecięcą niewinnością i idealizowaniem swojego
życia. I takie pomieszanie dwóch totalnie od siebie różnych tematów spowodowało,
że mam mętlik w głowie i nie wiem, czemu miało służyć napisanie tej książki. Gdybym
sama nie posiadała jakiejś wiedzy na temat wojny, nie zorientowałabym się, że
to tak naprawdę inaczej powinno wyglądać, a Marie-Laure po prostu nie jest tego
świadoma. Przez to w wielu momentach umyka powaga sytuacji.
Rzecz, na którą warto
zwrócić uwagę i która też momentami mnie bawiła bardziej niż niektóre żarty,
jest styl autora. Anthony Doerr z wielką łatwością operuje językiem, przy tym
będąc bardzo dokładnym. Wszystko opisywał z wielką starannością i poprawnością.
Pospolite słowa zastępował tymi, które brzmią bardziej wyrafinowanie, ale nie
był przy tym nachalnym przerysowanym poetą. Dlatego, gdy przez cały czas mamy
do czynienia z zadbanym stylem, a dochodzimy do tak prozaicznego słowa jak „kiełbasa”,
uśmiech wypełza na usta, bo to tak bardzo nie pasuje do całości, a jednocześnie
nie da się niczym zastąpić.
Jako że jest to powieść
obyczajowa umiejscowiona w czasach drugiej wojny światowej, opowiadająca losy
cywilów, mających mało wspólnego z czynną walką na froncie, nie znajdziemy tu
nagłych zwrotów akcji. Nie ma tu też takich rzeczy, które przykuwałyby
czytelnika do fotela i sprawiały, że nie może się oderwać od lektury. To drugie
zostało zapewnione samym klimatem i stylem, w jakim utrzymana jest książka.
Autor starał się urozmaicić życie swoich bohaterów, dorzucił tu pewien wątek,
który można aby uznać za tajemnicę, wokół której kręcą się jedne z pobocznych
wydarzeń. Jednak został on bardzo rozwleczony, zapchany innymi wydarzeniami i był
przywoływany tylko od czasu do czasu. A element dynamiki próbował zapewnić sobie
dużą ilością krótkich rozdziałów, które nie przekraczają pięciu stron,
okazyjnie zdarzy się więcej, ale normą są dwie lub trzy.
Prawdziwy Aryjczyk jest jasnowłosy jak Hitler, szczupły jak Göring i wysoki jak Goebbels.
Światło, którego nie widać jest naprawdę bardzo dobrą książką, jednak z gatunku
tych, o których nie lubię i zwyczajnie nie piszę recenzji, bo nie wywarły one
na mnie żadnego wpływu, nie wywołały emocji i nie sprawiły, że myślałam dużo na
ich temat. Ja już się przekonałam, że mam skrzywiony gust czytelniczy i na 120%
jeśli coś jest zachwalane, mnie nie przypadnie do gustu.
Teraz przemawia przeze mnie
obiektywizm, bo powieść jest genialnie napisana, dawka historii i drugiej wojny
światowej jest idealnie dobrana, wszystko jest świetnie wyważone, a bohaterów
nie da się nie lubić. Jednak subiektywnie mam mieszane uczucia i to nawet nie w
sensie, że jestem rozdarta między pozytywną a negatywną opinią. We mnie po prostu
się nic nie kotłuje.
Perspektywa przedstawienia
rządów Hitlera we Francji i Niemczech jest dla mnie bardzo cenna, bo jednak
zauważyłam pewne przekonanie, że skoro większość obozów koncentracyjnych była w
Polsce, że to Polska została zaatakowana i była ponownie przez tyle czasu
okupywana, to że nam oberwało się najgorzej. A to tak wcale nie było.
Najciemniej pod latarnią, Niemcy wcale nie mieli tak kolorowego życia, jak
mogłoby się wydawać.
Nie odradzam, nie polecam.
Nie mam nic do zarzucenia, ale jednak Światło,
którego nie widać nie wywołało we mnie motylków w brzuchu i zwyczajnie nie
było między nami chemii. Chociaż mimo to sądzę, że to lektura warta uwagi,
jeśli interesujecie się historią i przeszłością, wtedy na pewno nie stracicie
przy niej czasu.
Stowarzyszenie to
nowo powstały klub książkowy, w którym wspólnie wybieramy książkę na dany
miesiąc, czytamy ją a później publikujemy jej recenzje. Rzućcie okiem, co myślą
inni blogerzy o Świetle, którego nie widać.
Jestem do niej nastawiona tak pół na pół , przyznam że ,naprawdę zmusiła mnie do myślenia, co naprawdę jest na plusie.Tworzyła na nowo mój pogląd na świat i również zmuszała do refleksji. Ale jeśli chodzi o wymuszeniu płaczu lub innych emocji, niestety zabrakło tego.Książka dobra, ale już na teraz wiem, że na długo jej nie zapamiętam.
Książka ta sprawiła, że w pewnym momencie został ze mnie wrak człowieka. Parę razy musiałam ją odłożyć, żeby ochłonąć, jednak zaraz musiałam dowiedzieć się, co będzie dalej i nie mogłam jej ot tak zostawić.
I teraz najważniejsze pytanie? Czy porusza? Mnie osobiście nie wzruszyła i nie sądzę, aby na długo zapadła mi w pamięć. Może po części przyczyniły się też do tego krótkie rozdziały i przeskoki czasowe, które wprowadzały niepotrzebny chaos w powieści. Anthony Doerr otrzymał za swe dzieło nagrodę Pulitzera, a pracował nad nim ponoć dziesięć lat, lecz nie oceniłabym tej książki jako czegoś wyjątkowego wśród innych lektur historycznych. Owszem, dobrze oddane realia wojny, intrygujący wątek związany z tajemnicą brylantu i ciekawy główny bohater, czynią tę powieść dobrą. Ale to ciągle za mało, aby poruszyć i wywołać niezapomniane wrażenie.
Fakty objawione:
Tytuł: Światło, którego nie widać
Autor: Anthony Doerr
Wydawnictwo: Czarna Owca
Ilość stron: 640
Grubość grzbietu: jestem w Warszawie, nie zmierzę tego teraz ;/
Masa: no nie zważyłam
Ciężar: matfiz na urlopie [g=9,81 m/s2]
Cena: 39,90 zł
Mobilność: L
Ciekawa recenzja, ciekawy blog - cóż więcej mogę powiedzieć? :)
OdpowiedzUsuńbook-dragon-blog.blogspot.com
xx K
Świetna recenzja! <3 Już od dłuższego czasu planuję się za nią zabrać :) Czytałam przeróżne opinie na jej temat, dlatego w końcu należy samemu się przekonać jak to z nią jest :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
goszaczyta.blogspot.com
Genialnie napisana recenzja kochana!
OdpowiedzUsuńNaprawdę, pomimo iż książka nie wywołała u Ciebie wielkiego 'wow', bardzo solidnie podeszłaś do napisania o niej opinii. Dzięki niej mam również wielką ochotę na własną rękę zapoznać się z tą książką i sprawdzić, czy mi przypadnie do gustu :) ♥
Pozdrawiam cieplutko,
Obsession With Books
Dziękuję!
UsuńMam nadzieję, że tobie się spodoba bardziej niż mnie ;)
z chęciąbym przeczytała, aktualnie czytam ważkę Małgorzaty Rogali ;D
OdpowiedzUsuńA jak dla mnie ta książka to arcydzieło, które jest dla mnie bardzo ważne. Może spodobała mi się przez moje zamiłowanie do książek wojennych, nie wiem. Wiem tyle, że zasługuje na uznanie dzięki temu, co przekazuje, dokładności i poświęceniu autora (no nie chciało by mi się pisać czegoś przez 10 lat xd). Jednak wiadomo - każdy ma inne zdanie i inaczej na to patrzy.
OdpowiedzUsuńBuziaki!
BOOKBLOG
Ja też lubię ksiązki wojenne, w sensie fabularyzowane, umiejscowione w realiach drugiej wojny światowej. I zasługuje na uznanie, bo warsztat autora jest naprawdę świetny. Ale wydawać by się mogło, że jak ziomek pisze książkę 10 lat, to dopracował każdy jej cal, prawda? A ja mam wrażenie, że zapomniał o konkluzji
UsuńSłyszałam dużo o tej książce i szczerze myślałam, że to jakiś typowy romansik :D Niestety klimaty historyczne, wojenne, to jednak nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Niebieskie Iskry
Haha, od romansu to to leżało i to daleko XD
UsuńJa tę książkę czytałam już rok temu, jak jeszcze był ten szum wokół całej historii i autora. I choć książka niby jest właśnie okey bo dobrze napisana, realizm oddany, a bohaterowie poprawnie rozpisani to jednak na końcu zabrakło mi czegoś, co sprawiłoby, iż ta książka byłaby wspaniała. A co do tego Niemca, to on nie szukał czasami tego diamentu czy czegokolwiek innego od tej dziewczynki? Autor chyba jakoś to tam wyjaśnił, przynajniej ja coś kojarzę :D Pozdrawiam, Wielopasja
OdpowiedzUsuńJak się cieszę, że nie jestem osamotniona w swojej opinii!
UsuńNo szukał diamentu, ale raz był tam u nich w domu, raz nie był, raz ten wujek był, raz nie, raz ona się ukrywała, a raz normalnie sobie po domu latali. No i co, on tak sobie mógł z dupy wejść do zamieszkałego domu?
Szkoda, że książka Cię nie zachwyciła i było trochę zgrzytów. Ja przyjęłam ją o wiele entuzjastyczniej :)
OdpowiedzUsuńMam tę książkę już ponad rok na półce i dalej się za nią nie zabrałam - wstyd! Mam nadzieję jednak, że przypadnie mi do gustu trochę bardziej niż tobie.:)
OdpowiedzUsuńZabierz się, bo warto samemu się przekonać ;)
UsuńNo właśnie niby wszystko jest dobrze napisane, bohaterowie... poprawni etc., ale czegoś tu brakuje. We mnie książka nie wywołała żadnych emocji :/
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Wszystko jest super, gites i orzeszki, a i tak bez szału
UsuńSama historia wydaje się ciekawa, ale nie cierpię wątków, które nie są doprowadzone do końca, więc podejrzewam, że owa lektura mogłaby nie usatysfakcjonować mnie w pełni.
OdpowiedzUsuńW przyszłości chętnie sięgnę po tę książkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Ola
bookwithhottea.blogspot.com/
Mnie sama tematyka i objętość książki nie zachęca do tego, aby ją przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńMimo wszystko książka wydaje się naprawdę warta uwagi i myślę, że w przyszłości po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Agaa
http://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/
Bo ona jest warta uwagi. Ale jednak między mną a nią nie zaiskrzyło
UsuńMiałam identycznie z wiekiem Warnera. Od samego początku widziałam go jako nastolatka i tak zostało do końca książki.
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o Twój gust to mam bardzo podobnie - jeśli coś jest zachwalane to na pewno mi się nie spodoba, lub podświadomie znajdę w takiej książce masę błędów. Miałam jednak to szczęście, że przeczytałam tę książkę mniej więcej w czasie, gdy dopiero zaczynała podbijać rynek, co za tym idzie nie zapoznałam się ze zbyt dużą ilością recenzji - na jednej ręce da się policzyć.
Muszę przyznać, że pomysł ze Stowarzyszeniem Moli Książkowych jest świetny!
Pozdrawiam serdecznie,
Cmentarz Zapomnianych Książek
Tak samo miałam z Marie-Laure. Do końca pozostała u mnie ośmio-dziesięciolatką
UsuńTyle, że w tej książce nie ma błędów! A jednak mimo wszystko nie wywarła na mnie żadnego wrażenia
A wiem, wiem. Możesz się przyłączyć :D
Czytałam tę powieść na krótko po premierze i nie podobała mi się kompletnie. Nie mogłam wczuć się w opisane wydarzenia, fabuła bardzo się ciągnęła... Nie do przejścia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
napolceiwsercu.blogspot.com
Żółwik. Chociaż i tak mnie się chyba podobała bardziej niż tobie
Usuńmnie się w tej książce bardzo podoba okładka, ale jakoś mnie do niej nie ciągnie. ;) są takie typy książek, po które nie mam ochoty sięgnąć, szczególnie zaliczają się do tego grona te, które są tak właśnie szalenie zachwalane. ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie.
A ja właśnie wtedy mimowolnie prędzej czy później po nie sięgam
UsuńAkurat dziś? Jestem po seansie "Pianisty" i mam dosyć wojennej tematyki. :c
OdpowiedzUsuńO, czyli i Tobie coś tam nie zagrało, szkoda. ;/ Ja jeszcze jestem przed lekturą, ale mam cichą nadzieję, że jednak bardziej polubię tę historię, bo swego czasu miałam na nią wielką ochotę i narobiłam sobie nadziei na kawał porządnej książki. ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka jest porządna, może to tylko mnie nie gra
UsuńMiałam tak samo! Niby całkiem fajnie się czytało, ale wielkiego zachwytu nie doświadczyłam. ;)
OdpowiedzUsuńJa mam na odwrót, że to co jest zachwalane bardzo przypada mi do gustu. Jednak wydaje mi się, że z tą książką bym się chyba nie polubiła. Świetne recenzja!
OdpowiedzUsuńhttp://weruczyta.blogspot.com/
Też bym tak chciała. Życie byłoby prostsze xd
UsuńPrzyjemnie czytało się twoją recenzję :). Zasiałaś w mojej głowie wątpliwości czy nadal chcę przeczytać Światło, którego nie widać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, a w wolnej chwili zapraszam do siebie zakladkadoksiazek.pl
O, dziękuję ;) i przepraszam za zwątpienie
UsuńŚwiatło, którego nie widać to dojrzała i dopracowana powieść, doceniam autora za pomysł i ciekawe rozwinięcie historii bohaterów. Jednak nie uważam jej za arcydzieło i nie wzruszyła mnie za bardzo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie :)
Podsumowałaś moje zdanie xd
UsuńMam w planach tę książkę już od dłuższego czasu i za niedługo kupię ją.Uwielbiam powieści osadzone w czasach wojny i myślę,że ta również mi się spodoba. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://olalive-blog.blogspot.com/
Widzę u Ciebie podobną przypadłość - zawsze znajdę jakiś słaby punkt w książce przez wszystkich zachwalanej. No dobra, może nie zawsze, ale zwykle od takiej książki wiele oczekuję i potem wszelkie niedociągnięcia rzucają mi się w oczy ;) A ta książka raczej nie dla mnie, więc sobie odpuszczę, bo po co mam potem pisać, że mnie nudziła :)
OdpowiedzUsuńŁączymy się!! :D
UsuńNie zdążyłam z recenzją, ale miałam podobne odczucia. Rozumiem czemu ta książka niektórych tak zachwyca, jednak mi czegoś brakowało. To naprawdę świetnie napisana powieść, ale nie powaliła mnie na kolana, wzbudzała emocje- tyle, że oczekiwałam większych. Sama nie wiem co myśleć, ale widzę, że nie jestem sama :)
OdpowiedzUsuńZawsze możesz dodać później.
UsuńCieszę się, że nie tylko ja jedyna mam jakieś ą ę xd
Zapisuję tytuł ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio mam ochotę na bardziej ambitne pozycje, a o tej książce myślę już od jakiegoś czasu, więc myślę, że po nią sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
czytamogladampisze.blogspot.com
Miałam dokładnie tak samo - przez pierwsze pół książki byłam zachwycona, chciałam jak najszybciej poznać bohaterów, dalsze wydarzenia, a po tej połowie nie wiedziałam kto jest kim, co się właśnie stało. Uważam, że książka nie jest zła, jest dobra, jednak liczyłam od niej na coś więcej.
OdpowiedzUsuńA pomysł na Stowarzyszenie Moli Książkowych jest świetny!
Pozdrawiam cieplutko <3
www.biblioteczkapati.blogspot.com
Ja byłam ciekawa o co chodzi z tym kamieniem i utratą wzroku, a tu klops. Nie wiem, co się tam potem ogarnęło
UsuńTo zapraszamy do dołączenia :D
Świetna recenzja :) Z pewnością kiedyś sięgnę po tą książkę, jestem ciekawa jak mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńhttp://pomiedzyrozdzialami.blogspot.com/?m=0
Ciekawa jestem, jakie książka na mnie zrobi wrażenie, mam ją w dalszych planach czytelniczych. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Mam tę książkę na półce i kusi mnie coraz bardziej, Twoja recenzja paradoksalnie też wzmocniła to uczucie. ;) Boję się tylko tego wolnego tempa, bo ja jednak lubię, jak dzieje się dużo i szybko. Ale może dam radę. ;)
OdpowiedzUsuńNajlepiej będzie, jak sama przeczytasz i ocenisz ;). A pomimo wolnego tempa akcji, szybko się czyta
UsuńJest na mojej liście do przeczytania. Czytałam różne opinie, Twoja jest świetna, bo pozostawia przestrzeń wyboru, co uważam za dobrą monetę dla książki o tak trudnym temacie. Ja jestem nastawiona na ciekawą, nieco cięższą lekturę, zobaczymy czy tak będzie. ;) Tak mi się skojarzyło apropos tego, że w Niemczech też było ciężko - nie tak dawno rozpoczęłam oglądanie serialu o Einsteinie, bodajże na National Geographic, gdzie wydarzenia też dały mi do myślenia, że w
OdpowiedzUsuńcale nie było tak przyjemnie jak to się w Polsce lubi rysować. ;)
ja ostatnio nie mam wcale czasu na książki... ale chętnie będę zaglądać do Cb i czytać recenzje :)
OdpowiedzUsuńObserwuję i zapraszam do mnie: http://thewomenlife.blogspot.com/