niedziela, 13 maja 2018

Książki, które aktualnie czytam (a jest ich sporo, bo 15)


Jak może wiecie, albo nie wiecie i teraz się dowiecie, ostatnio miałam tę (nie)przyjemność pisać maturę. Z tego też powodu jestem trochę w tyle z czytaniem, ba, nawet trochę bardziej niż „trochę”. Ogólnie nie ogarniam swojego czytelniczego życia, a do tego wyrobiłam sobie okrutnie nieładne nawyki. Jako, że właśnie przyczyna moich problemów wywodzi się z matury i przez nią nie mam siły czy ochoty na czytanie, pisanie, recenzowanie, to postanowiłam wam opowiedzieć, o co chodzi i jak bardzo jest źle.

Zamierzam się teraz przed wami przyznać i powiedzieć, ile tak właściwie w tym momencie mam zaczętych różnych książek. Nigdy nie miałam problemu z czytaniem kilku historii na zmianę, ale zawsze ich liczba oscylowała gdzieś w okolicy trzech, czterech. Jedna w domu, jedna na telefonie, jedna na czytniku, jedna jeszcze jakaś inna. Z tym, że teraz mój licznik na Goodreads pokazuje, że aktualnie czytam, uwaga… 15 książek. I to wcale nie jest żart.

Wszystko tak naprawdę zaczęło się chyba w zeszłym roku od Pojedynku Marie Rutkoski. Przeczytałam bodajże jeden rozdział tej powieści i… na tym by się skończyło. Pamiętam, że byłam (i dalej jestem) zaintrygowana pomysłem na historię, ale kurczę, jak ją wtedy odłożyłam, tak jakoś mi się nie udało do niej wrócić i przeczytać ciągu dalszego.

Potem w zeszłoroczne wakacje była wielka akcja z wydawaniem Illuminae w Polsce. Zamówiłam, kupiłam, dostałam, rozpakowałam. Przeczytałam kilka stron, pojechałam na wakacje, książkę zostawiłam w domu, bo uznałam, że za ciężka i że może się zniszczyć, a tego bym nie chciała. No i tak to właśnie się skończyło, że się no, nie skończyło. Od tamtej pory powieść leży sobie na moim stosiku wstydu z zakładką wetkniętą na jakiejś 70 stronie. Teraz chyba będę musiała zacząć czytać od nowa, bo moja skleroza się nasiliła i nic nie pamiętam.

Jakoś przed zeszłorocznymi świętami Bożego Narodzenia wyszła w Polsce najnowsza powieść Andy’ego Weira – Artemis. W Marsjaninie jestem zakochana na zabój, więc nie mogłam sobie odpuścić także tej książki. Zamówiłam ją sobie w Empiku, poleciałam odebrać. Nawet pamiętam, że tego samego dnia byłam tak na nią napalona, że przeczytałam kilka pierwszych stron i… tak, odłożyłam. Tym razem przyczyną były egzemplarze recenzenckie, które mi się skumulowały i za które musiałam zabrać się w pierwszej kolejności. Do Artemisa do tej pory nie wróciłam. Ale wrócę!

 

Jakoś w podobnym czasie kupiłam też sobie Klątwę przeznaczenia, bo byłam ciekawa, o co jest tyle szumu z tą powieścią. Jedni ją kochają, drudzy jej nienawidzą. Kupiłam, przeczytałam pierwsze strony… i odłożyłam, bo to nie na moje nerwy. Na przestrzeni tych pierwszych kilku kartek narracja zdążyła zmienić się 45 razy, ja znielubiłam główną bohaterkę i straciłam wiarę co do ciągu dalszego. Ale znacie mnie już chyba doskonale, ja lubię wyzwania, więc w wakacje zabiorę się do tej samobójczej lektury, przeczytam i napiszę wam, co dokładnie jest nie tak z tą książką (chyba, że w międzyczasie mi się spodoba, wtedy też o tym napiszę).

Będąc jeszcze w klimatach zeszłorocznych, to jak dobrze wiecie, w październiku premierę miała trzecia część Dworu cierni i róż. Dostałam ją od wydawnictwa, ale lekturę odłożyłam, bo zdałam sobie sprawę, że w moim mózgu występuje wielka czarna dziura dotycząca wydarzeń z drugiego tomu. Wpadłam więc na pomysł, że powtórzę sobie pierwsze dwie części zanim zabiorę się za trzecią. To zadanie mi się udało, ba, nawet wzięłam się za czytanie Dworu skrzydeł i zguby. Przeczytałam dokładnie 8 rozdziałów i straciłam zapał. Tylko tutaj akurat winę zwalam na maturę, bo w okolicach początku roku majowe egzaminy jakoś weszły na pierwszy plan. Za Dwór na pewno jeszcze się zabiorę, bo kurczę, chcę skończyć tę historię. Mam tylko nadzieję, że pani z wydawnictwa mnie nie zabije, jak już jej w końcu wyślę linka do tej spóźnionej recenzji pół roku po otrzymaniu książki.

Jakoś w styczniu zaczęło docierać do mnie wiele pozytywnych recenzji Fałszywego pocałunku. Postanowiłam się za niego wziąć i sprawdzić, o co chodzi z tymi szalonymi plot twistami. Dobrnęłam w okolice 30% na czytniku i… po prostu się nie wciągnęłam, więc uznałam, że odłożę tę powieść na bok i poczekam na lepsze czasy (patrz; przestanę zasypiać nad książką ze zmęczenia J)

 

Gdy byłam w ferie w Egipcie, przeczytałam Blisko ciebie od Kasie West. To była idealna lekka lektura na odprężenie się przed powrotem do szkoły. Po powrocie postanowiłam sprawdzić, czy Szczęście w miłości sprawdzi się równie dobrze w roli lekkiej i niewymagającej historii, ale równocześnie niegłupiej. No i nie wiem, jak mam to interpretować, bo po 3% po prostu nad nią zasnęłam. Więcej do niej nie wróciłam. Ale planuję!

W marcu miał premierę film na postawie książki Davida Levithana, Każdego dnia. Byłam na nim w kinie, łamiąc swoją żelazną zasadę „najpierw książka, potem film”, ale YOLO. Po seansie byłam zaciekawiona, co znajdę w książce, jaki był oryginalny pomysł na przedstawienie tej historii, a przede wszystkim byłam niesamowicie ciekawa, dlaczego Levithan napisał dwa tomy i co znajdę w tej drugiej części. Dotarłam do 21% na czytniku i… tak, dobrze myślicie, znudziło mi się, więc odłożyłam tę powieść i sięgnęłam po coś innego.

W międzyczasie przyszło mi też do głowy, że powinnam w końcu przeczytać Zmierzch w oryginale. Mam papierowe wydanie, w które zainwestowałam, gdy mój fanatyzm osiągnął najwyższy możliwy poziom, ale pamiętam, że wtedy głupio podeszłam do całej sprawy. Nie skupiałam się na ogóle historii i nie próbowałam łapać znaczenia słów z kontekstu. Ja wtedy w jednej ręce trzymałam książkę, w drugiej telefon z odpalonym słownikiem i tłumaczyłam każdy wyraz, którego nie rozumiałam. Do dziś w papierowej wersji tkwi zakładka na 10 stronie, bo mi się po prostu znudziło. Teraz postanowiłam podejść do tego przedsięwzięcia ze sprytem. Pobrałam na czytnik ebooka, a że mój Kindle ma wgrany słownik angielski, wystarczy, że nacisnę na wybrane słowo palcem, a rozwinie mi się cała definicja (po angielsku). To znacznie przyspiesza i ułatwia lekturę. Także sobie teraz podczytuję Twilight wieczorkami, zapisuję wszystkie myśli i przygotowuję post, na który myślę, że warto czekać.


Gdzieś po drodze wpadłam na pomysł, że potrzebuję znaleźć sobie jakąś mało wymagającą lekturę do poczytania wieczorem, gdy mój mózg ma już dość po całym dniu. Nie, nie mogłam sobie wybrać nic z powyższych zaczętych tytułów, nie, nie. Ja sobie musiałam znaleźć coś nowego i tym razem wybrałam Fallen Crest. Akademia. Stan na dzień dzisiejszy: 21%. Wkurzenie maksymalne. Byłam poirytowana fabułą i bohaterami, do tego dochodziła szkoła, więc uznałam, że nie mam teraz nerwów do czytania tego. Odłożyłam i wzięłam się za coś innego, bo czemu nie.

O, a teraz kolejny raz w tym poście wyjdzie, jak wielką masochistką jestem. Pamiętacie wielkie bum, jakie towarzyszyło premierze Papierowej księżniczki? Wylało się na tę książkę wtedy wiadro pomyj i ogólnie większość była gotowa wykupić wszystkie egzemplarze i spalić je na stosie. Byłam ciekawa, dlaczego tak bardzo ludzie nie cierpią tej książki, więc postanowiłam sprawdzić to na swojej skórze. Szczerze mówiąc, jestem zadziwiona, bo przeczytałam prawie połowę i jestem w stanie stwierdzić, że powieść jest słaba, ale kurczę, to chyba tylko tyle. Nie wiem, dlaczego ludzie tak bardzo jej nie trawią. Ale nie wiem, może w drugiej połowie się dowiem, o co chodzi.

Stosunkowo nowy nabytek na moim stosiku zaczętych książek to Śniadanie u Tiffany’ego. W Wielkanoc byłam u babci, a jedyną słuszną lekturą było repetytorium do polskiego. W przypływie bezsilności i niemocy do uczenia się ogarnęłam, że mój wujek posiada u siebie tę książkę na półce. Jest cienka więc wpadłam na pomysł, że ją przeczytam. Nie wypaliło. Do końca zostało mi 20 stron tylko dlatego, że tamtym razem się nie wyrobiłam, a od świąt po prostu nie byłam u babci.

Teoretycznie czytam też Kinga, ale to chyba zbyt dużo powiedziane. Ta książka także nie okazała się być tą, która mnie wciągnie i sprawi, że skończę ją w jeden wieczór. Jestem w połowie i póki co jestem nastawiona do niej raczej na „meh”. Szału nie ma, tyłek mam na właściwym miejscu. Na plus można jednak powiedzieć, że nie chcę zadźgać głównej bohaterki cyrklem, jeszcze.


Ostatnio zamawiałam też sporą ilość książek z okazji skończenia szkoły itepe, itede. Znalazło się tam Pod włos autorstwa Tomasza Schmidta. Uwielbiam program Ostre cięcie, więc zakup tej publikacji jest chyba zrozumiały. Zaraz gdy odebrałam paczkę, przeczytałam kilka pierwszych stron z ciekawości, z czym tę książkę się je. No, to było niecały tydzień temu, więc jeszcze w granicach rozsądku.

Na koniec mam Tryjona, którego dopiero co zaczęłam czytać, ale jakby nie było, zalicza się do tematu tego posta, więc go tu umieszczam. Przy dobrych wiatrach i korzystnej aurze pogodowej powinnam mieć dla was recenzję tej powieści w przyszłym tygodniu.

Także tak prezentuje się mój szalony stosik wstydu. Trzymajcie za mnie kciuki, bym w końcu pokończyła te wszystkie zaczęte książki, a w międzyczasie nie zaczynała kolejnych. Muszę się pozbyć tego brzydkiego nawyku zaczynania i niekończenia, bo już mnie on zaczął wkurzać. Ah, ta niemożność wciągnięcia się w żadną lekturę na dłużej także mnie irytuje.


Macie czasem takie sytuacje jak ja? Że wasz stosik zaczętych książek przybiera przerażające rozmiary? 


 Facebook Instagram Goodreads Twitter Google+ LubimyCzytać





34 komentarze:

  1. Czy ja już mówiłam, że cię kocham? Nie? To mówię (dobrze, że Marcin czyta tylko te twoje posty, które mu podeślę. Tak, tego mu nie podeślę xD)
    Większość książek mi lata koło zakończenia pleców, ale Klątwę, Niezwyciężoną, Dwór i Pocałunek zdrajcy byś mogła skończyć, ej. Swoją drogą dobrze wiedzieć, że jeszcze nie znasz zakończenia ACOWAR, bo nie daj Boże bym ci coś wygdała na priv, pewna byłam, że czytasz drugi raz całość, a nie, że czytasz bo masz luki xD Uff!

    W sumie to chyba lepiej nie męczyć się z książką która ci nie podoba, niż tracić na nią czas. Chociaż ja tak nie umiem, ale to już wiesz. Mój masochista książkowo-blogowy jednak lubi zjeść syto i konkretnie czasami xDDDD

    Buzior!
    Ula z Drzwi do Innego Wymiaru:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy mówiłaś, mam sklerozę XD
      Klątwę przeczytam, by móc w końcu się dowiedzieć, o co biega. Niezwyciężoną też, bo kurczę, dlaczego tak bardzo się tym jarasz to nie wiem XD. To samo z Pocałunkiem. A Dwór no to wiesz, Rhys itepe
      Też tak nie umiem. Zawsze się męczę, by potem bez wyrzutów sumienia móc ją zjechać XD

      Usuń
  2. Ach, jak ja dobrze znam twój ból...
    Też jestem tegoroczną maturzystką (jutro fizyka, tfu) i od jakiegoś roku czytam dokładnie pierwszy rozdział prawie każdej książki która do mnie przychodzi. A potem odkładam ją na półkę, bo nie mam czasu na czytanie :"D także u mnie ta liczba jest równie kosmiczna :)
    Nie wiem jak ty, ale ja teraz tylko czekam na najdłuższe wakacje życia, z postanowieniem żeby to wszystko ponadrabiać XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powodzenia na fizyce!
      No ja mam mniej więcej tak samo. Znajdę sobie chwilkę na czytanie, przeczytam pierwsze strony, uznam, że to nie jest tego warte i następnym razem biorę coś innego XD

      Usuń
  3. Nigdy nie miałam aż tyle zaczętych książek :D U mnie góra to trzy. Jedna papierowa, jedna na czytniku i jedna, która mi się znudziła i odłożyłam "na chwilę". Na razie taką książką zaczętą, ale na razie bez zamiaru kończenia jej, jest "Sick Fux" Tillie Cole.
    Życzę powodzenia, by w końcu udało ci się pokończyć te zaczęte książki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. I feel you, girl. :D
    Kocham książki i czytam nałogowo, ale przez tą maturę.. kurczę, ciężko mi się znowu wciągnąć w czytanie! Ogólnie zawsze jak czytałam na raz to było 2/3 książki... teraz mam z 5/6 zaczętych. :D Na szczęście nie 15, bo bym zwariowała. :D
    Dziękuję ci za przypomnienie, że muszę przeczytać Marsjanina! Tej książki nie mogę nie przeczytać. :)
    potegaksiazek.blogspot.com

    PS Powodzonka w doczytaniu tylu książek. Masz przed sobą duże wyzwanie. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matura nic pozytywnego do życia nie wnosi, tylko je niszczy :D

      Trzymaj kciuki, żeby się udało xd

      Usuń
  5. Dobra, trudno będzie cię przebić. Jednak każdemu zdarzają się książki, które tylko ładnie wyglądają w chwili zakupu albo kuszą dobrymi opiniami. Potem się je odkłada i odkłada. Niestety. Ja jedną czytam już ponad rok. Zaczynałam ją trzy razy i nadal nie mogę skończyć. Chociaż nie ma żadnych wad, czytam ją bardzo długo.
    Miłego wyczytywania w czasie najdłuższych wakacji życia!
    https://pozeram-ksiazki-jak-ciasteczka.blogspot.com/2018/05/zapisy-na-booktour-z-pucked.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Teraz to mnie nieźle przeraziłaś, i musisz mi wybaczyć, ale z każdym akapitem coraz bardziej nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, to brzmi jednocześnie tak absurdalnie i poważnie, że no nie mogłam wytrzymać. Powodem może jest fakt, że ja zawsze czytam na raz tylko jedną książkę, a aktualnie mam rozpoczęte trzy i mam ochotę się za to udusić, pomyśleć że ze swoim podejściem do życia nie wytrzymałabym będąc na twoim miejscu i zaczynając i nie kończąc tyle książek.

    P.S. Dwory dopiero przede mną, a no i Pojedynek też chcę przeczytać i nawet mam na półce, niezaczęty i coś czuję, że szybko się za niego nie wezmę xD

    Pozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
    Szelest Stron

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja nie czytam kilku książek na raz, wolę się skupić na jednej i skończyć a potem sięgnąć po kolejną :)
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeju, ale się uśmiałam czytając ten post/! A tak serio, to współczuję! Mój stosik przez matury też jest przeogromniasty!

    OdpowiedzUsuń
  9. Podziwiam Cię! Ja przy dwóch gubię wątek i chociaż czytam bardzo szybko, to wolę zdecydowanie jedną za drugą niż kilka w danym czasie ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam Dwory, ale jeszcze nie czytałam. Teraz jestem na etapie serii Kwiat paproci, przeczytałam Szeptuchę i jestem w trakcie Nocy Kupały.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam w tym momencie rozpoczęte chyba cztery książki (z czego jedną odłożyłam właściwie w samej końcówce) o dziwo mam ogromną ochotę je skończyć, zwłaszcza kiedy siadam do pisania magisterki lub licencjatu :P
    Ale widząc ilość Twoich lektur, nie mam co narzekać :)
    Ja bardzo chętnie wróciłabym do okresu moich matur - pochłaniałam wtedy książki w ilościach hurtowych. Wychodziłam z założenia, że miałam trzy lata na naukę i szłam na każdy przedmiot z marszu ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Goodreads prowadzę od początku tego roku, więc nie wiem ile książek rzeczywiście mam zaczętych. Z pewnością Wotum nieufności Remigiusza Mroza - po kilku rozdziałach poddałam się. After - zażenowanie i wewnętrzne konwulsje kazały mi nie czytać tego dalej. Klątwa przeznaczenia - uznałam, że szkoda mojego czasu na coś tak beznadziejnie napisanego. Te trzy kojarzę, więcej grzechów nie pamiętam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem z innej planety, czytam tylko i wyłącznie jedną książkę na raz! Póki co trzymam się tego, bo w innym wypadku skończyłabym tak jak Ty, z kilkunastoma zaczętymi :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Wow! Tyle ksiazek na raz :D ja sie z jedna uwinac nie moge (brak czasu) a co dopiero kilka :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Naprawde dużo ich czytasz, ale do tego trzeba mieć zamiłowanie podobno :)

    OdpowiedzUsuń
  16. No nieźle zaszalałaś z napoczętymi tytułami :D Ja też mam kilka w swojej kolekcji, w tym takie, które bardzo, bardzo chcę przeczytać, ale na razie muszę opanować egzemplarze recenzenckie, z którymi przesadziłam. Staram się tego pilnować i nie robić zaległości, ale tyle cudowności się pojawiło, że nie mogłam się powstrzymać i teraz cierpię.

    OdpowiedzUsuń
  17. hahah wiesz ja też często tak robię i nie przez maturę a ogólnie w życiu, jeśli coś mi nie pasuje albo się nie wciągnę to zostawiam ksiązkę i nauczyłam sie nie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. skoro między nami nie zaiskrzyło to po co się zmuszać ? ;p mało tego! ja potrafię ściągnąć powieść na czytnik i przeczytać 20 stron ze środka ale nigdy nie poznać początku, albo też przeczytać tom 3 i potem wziąć się za 1. dlatego często mam problem z wytłumaczeniem komuś że w sumie to coś czytałam, ale w sumie to nie skończyłam... naprawdę mnóstwo mam takich niedokończonych książek .. nie tylko u siebie w domu, ale też wypożyczanych z biblioteki ściągnietych na czytnik :c

    OdpowiedzUsuń
  18. Zazwyczaj trzymałam się zasady, że czytam max dwie książki w jednym czasie. I do tej pory zawsze tak było, to właśnie sobie uświadomiłam, że jakimś cudem mam zaczętych pięć książek.
    W tej kwestii i tak jesteś dla mnie rekordzistką, ale dzięki za ten wpis, bo dzięki niemu może wreszcie ogarnę te zawalające mi biurko tomiszcza :D

    OdpowiedzUsuń
  19. ja uwielbiam czytac tylko nie mam na to czasu :( ale nie lubie zaczynac kilku naraz , wole skupic sie na jednej

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja nie mogę czytać tyle na raz. Muszę skończyć jedną i dopiero zabrać się za kolejną.

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja na swoje szczęście chyba tak nie potrafię xD Często mam w ogóle problem z rozpoczęciem kolejnej, jeśli nie skończę poprzedniej. Czasem mam 2-3 książki już zaplanowane, ułożone w kolejce, ale z 90% przypadków czytam z tego tylko jedną.

    OdpowiedzUsuń
  22. Jestem pod wrażeniem całkiem spory stosik do skończenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja bardzo często mam takie sytuacje, więc się nie przejmuj. Królestwo Kanciarzy zaczynałam z trzy razy i jakoś traciłam zapał. Fałszywy Pocałunek rzuciłam w kąt, bo był okropnie nudny. Papierową księżniczkę doczytałam do końca, ale była okrutnie słaba. Myślę, że ludzie się denerwują, bo promuje złe wzorce i przedstawia toksyczne związki w dobrym świetle. Dwór Skrzydeł i Zguby też mi się opornie czytało, jakoś się wynudziłam...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  24. U mnie max zaczętych książek to 4 i nigdy więcej :P Jednak wtedy zrobiłam błąd, bo jednocześnie sięgnęłam po dwie powieści New Adult i do tego były do siebie dość podobne fabularnie. W końcu zaczęło mi się mylić, co było w której książce :P
    Czytałam "Papierową księżniczkę" i niestety zaliczam się do grona niezadowolonych czytelników, że tak to delikatnie ujmę ;P U mnie wiązało się to z tym, że nie lubię czytać o takich snobistycznych i zepsutych nastolatkach. Aż szlag mnie trafiał :P
    Również nie do końca byłam zadowolona z "Fałszywego pocałunku". To znaczy książka nie była tragiczna, ale słynny plot twist nie zrobił na mnie wrażenia - zaskoczył mnie, ale dla mnie wiązało się to z pewnym niedopracowaniem. Nie będę wdawać się w szczegóły, ale dla mnie to taka typowa młodzieżówka.
    Za to "Pojedynek" oraz "Illuminae" bardzo polecam :)
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie czytałam żadnej z tych książek. Ostatnio niestety brakuje mi czasu !

    OdpowiedzUsuń
  26. Super pozycje, kilka czytałam :) a dzisiaj u mnie na tapecie "Był sobie szczeniak: Ellie", jest super <3

    OdpowiedzUsuń
  27. To absolutnie nie jest żaden stosik wstydu! Po prostu jako prawdziwa Fanka książek masz ich wiele, ale nigdy za wiele! ;) Jesteśmy pewni, że uda się przeczytać wszystkie 15 i sięgnąć po kolejne, a my czekamy na nowe recenzje - szczególnie "Zmierzchu" w oryginale. Zaciekawiłaś nas tym pomysłem! :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Spoko, ja czytam 9... wiem jak jest :D

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)