Mam
wrażenie, że ledwo skończę pisać jeden post z tej serii, to już zaczynam pisać
kolejny. Zaczyna mi brakować pomysłu na wstępy! No ale dobra, znowu mam dla was
trzy seriale, które ostatnio gościły na moim telewizorze i laptopie. Po jednym
z nich na pewno będę płakać, po drugim tak pół na pół, po trzecim na pewno nie.
Once Upon a Time in Wonderland
Jak
byłam w pierwszej klasie liceum, złapałam bardzo silną fazę na Once Upon a Time. Nadrobiłam wtedy
wszystkie odcinki, a że póżniej nie miałam co robić w oczekiwaniu na kolejny
sezon, to zaczęłam oglądać ten spin-off odnośnie przygód Alicji w Krainie
Czarów. Dotarłam wtedy do jakiegoś 3 odcinka i odpuściłam, bo nie byłam w
stanie go znieść. Nie wiedziałam, że dopiero od 4 zaczyna robić się dobrze.
Alicja,
będąc małą dziewczynką, trafia do Krainy Czarów. Gdy z niej wraca, nikt nie
wierzy w jej fantastyczne opowieści. Długi czas spędza na próbach udowodnienia
ojcu, że jej przygody nie były wytworem wyobraźni. Gdy już jako młoda kobieta
przybywa do Krainy, napotyka na swojej drodze dżina, Cyrusa, z którą połączy ją
silne uczucie. Niestety, sielanka nie trwa długo, Cyrus umiera, a Alicja trafia
do ośrodka dla chorych umysłowo w Anglii. Wkrótce jednak dziewczyna dowiaduje
się, że być może jej ukochany żyje…
Spokojnie,
to co właśnie wam opowiedziałam, widz dowiaduje się w pierwszym odcinku, więc
nic wam nie zaspoilerowałam. Nie zmienia to jednak faktu, że przez pierwsze
trzy epizody ta fabuła jest tak okropnie różna od tego, do czego przyzwyczaiło
nas oryginalne OUAT. Dochodzi do tego
kiepska gra aktorska i efekty specjalne, które aż bolą, gdy się na nie patrzy.
Są okropnie plastikowe, jakby zrobione z plasteliny, a do tego jest ich
strasznie dużo, w miejscach i sytuacjach, w których spokojnie dałoby się ich
uniknąć.
Na
szczęście od czwartego odcinka serial zaczyna przypominać to, co znamy z OUAT, wraca ten bajkowy klimat, aktorzy
zaczynają lepiej grać (być może wyczuli już postacie, w które się wcielają), a
efekty specjalne już nie grają głównej roli. Do tego twórcy postanowili
dorzucić tu bohaterów, których dobrze znamy z OUAT; czarownicę Korę czy bandę Robin Hooda.
Całość
liczy sobie zaledwie 13 odcinków, więc jeśli ktoś z was lubi OUAT, to nie powinien się zawieść tą
produkcją. Szczególnie, jeśli tęsknicie za klimatem bajkowych światów i
pragniecie tam powrócić. Twórcy Once Upon
a Time in Wonderland fundują nam tu nawet krótką wycieczkę do Storybrooke!
The Crown: sezon 1 i sezon 2
Nareszcie
znalazłam czas, by naskrobać kilka słów zachwytu odnośnie tego serialu.
Monarchia brytyjska, historia rządów Elżbiety II od samych początków, angielski
klimat, piękne widoki i cudowne zamki; czego chcieć więcej?
The Crown zaczyna się w momencie ślubu Elżbiety z Filipem, by
kolejno pokazać niespodziewaną śmierć króla Jerzego VI, koronację Elżbiety na
królową, jej zmagania z nowo otrzymaną władzą czy relacje z Winstonem
Churchillem, a to nie wszystko, co tu znajdziemy. Serial ma pokrywać całe życie
królowej, aż do czasów współczesnych.
Aż
trudno jest zebrać słowa, by opisać geniusz tej produkcji. Całość jest
fenomenalna. Oba pierwsze sezony są ze sobą spójne, pokazują tę samą historię i
robią to w równie dobry sposób. Wszystkie przedstawiane wydarzenia miały miejsce
naprawdę; scenarzyści odwalili kawał dobrej roboty. Do tego kostiumy, cudo!
Zadano sobie trud, by kreacje, w których prawdziwa Elżbieta występowała podczas
ważnych wydarzeń, były odtworzone przy ich retrospekcji. Dajmy na to ślub
królowej; wykorzystano podczas niego oficjalne zapisy video, a równocześnie
nakręcono wszystko na nowo, w ogromnym podobieństwie. W The Crown nie ma miejsca na fantazje reżysera, wszystko jest oparte
na faktach i bardzo wiernie pokazuje prawdę. Można tę produkcję porównać do
najlepszej, do najwierniejszej ekranizacji powieści, z tym że tutaj powieścią
jest życie Elżbiety.
Obsada
powinna dostać najwyższe nagrody za swoje kreacje. Każdy aktor odwalił kawał
świetnej roboty, a do tego osoba odpowiedzialna za casting także powinna zebrać
część oklasków. Podobieństwo między odtwórcami głównych ról a prawdziwymi
postaciami jest ogromne! Dlatego teraz się obawiam, bo w trzecim sezonie cała
obsada musi zostać wymieniona na starsze modele. Królowa i cała reszta się
starzeje, trzeba więc znaleźć odpowiednio starszych aktorów. Boję się, że
następczyni Claire Foy nie pobije swojej poprzedniczki L. Ale bądźmy dobrej myśli!
The Crown to podobno najdroższy serial Netflixa, a ukazały się
dopiero dwa sezony. Aż się boję, ile końcowo wydadzą pieniędzy na tę produkcję.
Chociaż się nie dziwię, bo odtworzenie wielkich scen masowych z przejazdem
królewskiej pary przez ulice miasta, gdzie wszyscy są poubierani w stroje z
epoki, nie może być tanie. Ale brytyjska monarchia zasługuje na godny serial,
który będzie dobrą nauką historii (i nie będzie Koroną królów). Oni się doczekali, może my kiedyś też.
Reign: sezon 1
A
dla równowagi mam dla was coś, co do The
Crown się nie umywa. Fabuła Reign
brzmi co najmniej źle i tandetnie, ale przyciągnął mnie do niego sam fakt, że
opowiada on historię Marii, królowej Szkotów. Założyłam, że skoro wszystko
kręci się wokół niej, to moja spragniona szkockich widoków dusza będzie
uradowana. Co się okazuje, już w pierwszym odcinku akcja przenosi się do
Francji i… tam też zostaje. Także pa, pa, szkockie krajobrazy, próbowałam.
Nastoletnia
Maria Stuart przybywa do Francji jako nastolatka, by poślubić Franciszka,
przyszłego króla, syna Henryka II i Katarzyny Medycejskiej. Pomimo stosunkowo
oczywistej sytuacji uczuciowej pomiędzy tym dwojgiem, ich małżeństwo nie jest takie
proste do zawarcia; zahacza ono o skomplikowane sprawy polityczne i religijne. Wkrótce
też Maria poznaje Sebastiana, przyrodniego brata Franciszka, co zdecydowanie
oddala perspektywę jej związku z Franciszkiem.
Jeśli
ktoś jest mi w stanie pokazać palcem, które wydarzenia z tego serialu miały
miejsce naprawdę, to postawię temu komuś duże piwo. Póki co potrafię ogarnąć,
że rzeczywiście istniała Maria Stuart, Franciszek, król Henryk i jego żona
Katarzyna. Całej reszty nie można być pewnym, bo coś mi się wydaje, że
scenarzyści popuścili wodze fantazji. Raczej nie sądzę, by Reign można było uznać za dobrą lekcję historii, bo bohaterowie
hasają po zamku we współczesnych sukniach, a na imprezach puszczają popowe
przeboje. Mam jednak nadzieję, że twórcy będą trzymać się oryginalnych dat
śmierci bohaterów, bo niektórzy aż się proszą o zakończenie żywotu.
Moje
początkowe przywiązanie do serialu wynikające z uwielbienia dla szybkiej akcji
i ciekawych dworskich intryg odeszło w niepamięć. Szybko straciłam
zainteresowanie fabułą, znielubiłam większość głównych bohaterów i zaczęłam
życzyć im jak najgorzej. Reign po
około 10 odcinkach zaczęło przypominać Modę
na sukces, gdzie każdy z każdym co najmniej raz się przespał i zmajstrował
sobie dzieciaka z połową kraju. Zaczęło mnie też denerwować jedno i to samo
miejsce akcji; francuski dwór. 90% wydarzeń rozgrywa się w murach zamku, na
dziedzińcu, na trawniczku przed, w komnatach, w lochach czy w korytarzach.
Jeden kraj wypowiada wojnę drugiemu? Dowiemy się z listu. O, trwa już ta wojna?
Dowiemy się z rozmowy koło kominka przy planowaniu taktyki. Wygraliśmy wojnę?
Przybiegnie posłaniec, który nam o tym powie. Trochę jak w dramacie greckim,
brudną robotę odwala się poza główną sceną.
Do
końca pierwszego sezonu dotrwałam chyba jakimś cudem. Chociaż odkryłam, że
dobrze ogląda się ten serial przy sprzątaniu, gdy nie do końca zwraca się uwagę
na to, co dzieje się na ekranie. Znalazłam też kilku bohaterów, czy raczej
bohaterki, których los mnie zaczął obchodzić; tylko trzy damy dworu Marii, a
pamiętajcie, że obsada jest całkiem pokaźna. Ale są jeszcze suknie, w które się
wszystkie kobiety ubierają - są cudowne. Na pewno nie pochodzą z epoki, ale pal
sześć, można popatrzeć na ładne łaszki! To mi jednak nie wystarczy. Nie wiem,
czy kiedyś Reign dokończę, bo póki co
mam serdecznie dość tego serialu.
A
więc tak prezentują się obejrzane przeze mnie seriale. Jeszcze raz polecę wam The Crown, bo uwierzcie mi, warto!
A
ja chętnie przygarnę jakieś wasze polecajki, bo nigdy nie jest za mało seriali
do obejrzenia, hehe.
Jeśli chcecie być na bieżąco z moimi serialowymi poczynaniami, to zapraszam was na mój profil na TVTime - ToReadOrNotToRead
Jeśli chcecie być na bieżąco z moimi serialowymi poczynaniami, to zapraszam was na mój profil na TVTime - ToReadOrNotToRead
reign uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńZbieram się do The Crown... rok? Co najmniej.
OdpowiedzUsuńZa to Reign oglądałam. I to całe nawet! Tak jak piszesz, mają piękne kiecki (taką jedną to bym nawet im podkradła), Bash ma ładne oczy, Franciszek błyszczące loczki, więc ogólnie można oglądać, ale najlepiej w tle; przynajmniej ja stosowałam taką metodę. Dodatkowo muszę ostrzec, że tak naprawdę akcja cały czas dzieję się w pomieszczeniach (najczęściej francuskich, później trochę wskakujemy do Anglii i Elżbiety I, ale w gruncie rzeczy mało tam wychodzenia poza mury zamków) + przy zakończeniu ewidentnie ktoś wziął czegoś za dużo...
Oni tam wychodzą co najwyżej na balkon XD. Chociaż w pierwszym sezonie jest taka scena, w której Bash i Franciszek szli szukać tej Ciemności i Franek wpadł do wody, bo lód się pod nim załamał XDD
UsuńByłam tak blisko oglądnięciu The Crown, ale w końcu odpuściłam i teraz żałuję! Ale dzięki tobie w końcu ruszę tyłek. Mega mnie zachęciłaś a skoro wszystko jest oparte na faktach, to jeszcze bardziej mnie to zachęca do oglądania.
OdpowiedzUsuńpotegaksiazek.blogspot.com
a ja uwielbiam Reign, chociaż jest dosyć przewidywalny. Mogę zdradzić, że Szkocja pojawi się kawałek dalej, na piękne krajobrazy warto poczekać :D pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJeżeli już pierwszy sezon ''Reign'' nie przypadł Ci do gustu to radzę nie oglądać dalej - kolejne serie są jeszcze gorsze. Mnóstwo pozytywnych opinii słyszałam o ''The Crown'', dlatego w najbliższym czasie zamierzam przyjrzeć się temu serialowi bliżej. Mogę szczerze polecić takie produkcje jak ''Outlander'', ''T@gged'' czy ''Killing Eve'' - mi przypadły do gustu :)
OdpowiedzUsuńBardzo zachęciłaś mnie do obejrzenia "The crown". Mam nadzieje, że jeszcze w wakacje zacznę oglądać.
OdpowiedzUsuńhttps://weruczyta.blogspot.com/
"Reign" obejrzałam i bardzo mi się podobało,co do OUAiW to najpierw chce skończyć OUAT, i ubolewam, że 7 sezonu nie ma nadal na Netflixie :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
https://bookcaselover.blogspot.com/
Koniecznie muszę nadrobić "The Crown", skoro to taki świetny serial :) A OUAT kiedyś miałam obejrzeć, ale potem wypadło mi to kompletnie z głowy.
OdpowiedzUsuńWydaje mi sie ze z Twojego polecenia zaczelam ogladac Bates Motel i tak sie wciagnelam ze smuci mnie ze za chwilke sie skonczy ;)
OdpowiedzUsuńPochłonąłem The Crown w tydzień i jest to zdecydowanie jeden z lepszych seriali jakie widziałem - nie dość że bawi to jeszcze edukuje. Również gorąco polecam!
OdpowiedzUsuń"The Crown" to genialny serial! I już nie mogę się doczekać następnych sezonów!
OdpowiedzUsuńOUAT do mnie jakoś nie przemówiło :/ Reszty nie widziałam.
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Słyszałam tylko o The Crown i nie mogę się kompletnie za niego zabrać. Chyba poczeka, aż nie będzie miał konkurencji w oglądanych przeze mnie serialach i będę mogła się na nim porządnie skupić. :)
OdpowiedzUsuńkreatywnienafotografii.blogspot.com
Już od dawna mam chęć na "The Crown", a dzięki Tobie chcę to zobaczyć jeszcze bardziej! Myślę, że tak spędzę ostatnie tygodnie wakacji. :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, na recenzję "Cloverfield Lane 10": http://book-dragon-blog.blogspot.com/2018/08/33-cloverfield-lane-10-recenzja-filmu.html
Chyba Cię rozumiem... też mam tak, że zaczynam oglądać serial i nim się obejrzę - zaczynam już kolejny. Z tych pozycji, które zaprezentowałaś, The Crown jest na mojej liście "do obejrzenia", ale nie mogę ciągle wygospodarować na niego czasu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Aleksandra
.
OdpowiedzUsuń