Weźcie
mnie nawet nie pytajcie, dlaczego dopiero teraz publikuję recenzję Dworu skrzydeł i zguby, który swoją
premierę miał w październiku zeszłego roku. Chociaż nie, tak duża zwłoka wymaga
krótkiego komentarza.
Byłam
bardzo podjarana premierą trzeciej części przygód Feyry i Rhysa, ale
jednocześnie troszkę przerażona, bo jak pierwszy tom pamiętałam dość dobrze, to
nie mogłam tego samego powiedzieć o drugim. Ogarniałam te kluczowe wydarzenia,
ale mimo to czułam, że coś mi umknęło. Także w okolicach listopada zabrałam się
za rereading. Dwór cierni i róż poszedł mi śpiewająco, Dwór mgieł i furii także (okazało się też, że pamiętałam więcej niż
mi się wydawało!). Po Bożym Narodzeniu byłam już gotowa do zabrania się za
finał trylogii. Co więc się stało, że tego nie zrobiłam? Otóż matura. Tak, ja
wiem, już macie dość tej wymówki, ja również, ale przysięgam, to już ostatni
raz, kiedy jej używam!
Wtedy
to właśnie szkoła pokrzyżowała mi plany. Trzeba było się przygotowywać do
studniówki, do tego zbliżał się koniec semestru, więc wszyscy nauczyciele
przypomnieli sobie o braku ocen. Luźniej zrobiło się dopiero w ferie, ale tutaj
znowu wyjeżdżałam do Egiptu i po prostu nie chciałam zabierać tej ośmiuset
stronicowej cegły do samolotu, bo to groziło nadbagażem. Później Wielkanoc nie
była wcale mniej zabiegana, o majówce to ja już nawet nie wspomnę. Ale gdzieś w
tym wszystkim udało mi się skubnąć pierwsze sto stron ACOWARu i… gdy po maturach już mogłam się spokojnie zabrać za
czytanie, to ja po prostu nie chciałam kończyć tej historii. Do tego ze
wszystkich stron dochodziły mnie różne opinie; zaczynając od zachwycania się
geniuszem Maas, poprzez krytykowanie jej pomysłów na fabułę tego tomu, a
kończąc na… spoilerach. Przypadkiem zaspoilerowałam sobie kluczowy element
historii, przez co już w ogóle nie miałam ochoty na powrót do świata Fae, bo
byłam zła i przekonana, że wiem, jak to się skończy (ale się okazało, że to, co
wiedziałam, było tylko małą częścią tego, co się tam zadziało).
Pewnie
już wszyscy na tej kuli ziemskiej wiedzą, o czym jest seria Dwór cierni i róż, ale jeśli żyjecie pod
kamieniem, to pozwólcie, że was oświecę. Feyra jest jedyną żywicielką rodziny,
na jej utrzymaniu jest chory ojciec i dwie niewdzięczne siostry. Dziewczyna
musi polować w pobliskich lasach, by mieć co włożyć do garnka. Podczas jednej z
takich wypraw zabija wilka, który później okazuje się być Fae. Niedługo po tym
w drzwiach jej domu pojawia się Bestia, chcąca zemścić się za śmierć
przyjaciela. W ramach kary zabiera Feyrę do Prythianu, by ta spędziła tam
resztę swoich dni. (Nie chcę nikomu nic zaspoilerować, więc pozwolicie, że na
opisie pierwszej części pozostanę).
Pierwszy
tom jest powszechnie uznawany za retelling baśni o Pięknej i Bestii, ale powiem
wam szczerze, że Dwór skrzydeł i zguby
nie ma z tym już nic wspólnego. Historia Feyry stała się czymś zdecydowanie
większym, bardziej rozbudowanym i skomplikowanym, ale… kurczę, ten trzeci tom
momentami strasznie mi przypominał Przed
świtem! Schemat obu powieści jest podobny; diagnozujemy zagrożenie, badamy
sytuację, zbieramy wsparcie w potencjalnej wojnie, a potem stawiamy czoła
zagrożeniu. Pamiętacie, jak Cullenowie dowiedzieli się o rychłej mało
przyjaznej wizycie Volturi? Wyruszyli na poszukiwania sojuszników będących w
stanie stanąć po ich stronie w wielkiej bitwie, która miała nadejść. W ACOWARze dzieję się coś podobnego.
Tak
de facto to nie znalazłam tu żadnych rzeczy, które mogłabym uznać za minusy,
ale nie zmienia to faktu, że kilka elementów trochę działało mi na nerwy. Na
samym szczycie (hehe) tej listy jest nasza główna para bohaterów – Feyra i
Rhysand. Naprawdę lubię ich związek i jak najbardziej im kibicuję, ale kurczę,
ludzie, trochę powściągliwości! Tych dwoje zawsze potrafiło znaleźć trochę
czasu na wymianę śliny i małe migdalenie. Nieważne, czy to na ważnych obradach
ważących dalsze losy strategii wojennej, czy może środek wielkiej bitwy od
której zależy życie tysięcy ludzi, Sarah J. Maas musiała uszczęśliwić
czytelnika opisem sceny erotycznej. Na szczęście wszystko zostało poprowadzone
ze smakiem i umiarem, ale cholercia, nie w kontekście aktualnych wydarzeń!
Maas
zdecydowała się też na rozwinięcie postaci sióstr Feyry. Elaina i Nesta w
poprzednich tomach odgrywały mało znaczące role, były po prostu tłem dla
wydarzeń i mam wrażenie, że ich głównym zadaniem było zirytowanie czytelnika.
Nie cierpiałam ich. Obie miały perfidny charakter, wykorzystywały Feyrę w
najlepsze, a jednocześnie wszyscy się
nimi strasznie przejmowali i stawali na głowie, by zadbać o ich los. W Dworze skrzydeł i zguby będziemy mogli
poznać te dwie osóbki od zupełnie innej strony, ale to nie znaczy, że mniej
denerwującej. Obie dostały swoje własne wątki, mające spore znaczenie dla całej
fabuły, niby stanowiące ważny element dla wszystkich wydarzeń, a jednak dalej w
moim mniemaniu są zwykłą kulą u nogi. Nic, tylko się obrażały i dąsały, nie
było z nich żadnego pożytku, a mimo wszystko wszyscy stawali na głowie, by im
dogodzić. UGH!
Do
tego dochodzi jeszcze Tamlin, którego przeżyć nie mogę. W pierwszym tomie był
naprawdę świetnym, czarującym gościem, w którym każda dziewczyna mogłaby się
zakochać. W drugiej części autorka wywróciła jego postać do góry nogami, co
okrutnie mi się nie podobało. Rozumiem, że od początku miała taki a nie inny
pomysł na zwrot akcji, ale dlaczego Tamlin oberwał rykoszetem? Zmiana, jaką
przeszedł, jest po prostu nierealna. Z kochającego faceta zmienił się w
okrutnego tyrana, któremu trzeba się podporządkować. To naprawdę można było
zrobić w lepszy sposób, bardziej naturalny. Bo tak to czytelnik ma wrażenie, że
Tamlin opisany w Dworze cierni i róż
to zupełnie inna osoba niż ta z dwóch następnych tomów.
Najśmieszniejsze
jest to, że ja jestem po prostu oczarowana Prythianem i ogólnie wszystkim, co
Maas tutaj zrobiła. Jestem nawet gotowa przymknąć oko na te wszystkie błędy, bo
po prostu kupuję cały świat przedstawiony, ze wszystkimi jego
niedociągnięciami. A do tego dochodzą świetni bohaterowie! Męska część obsady
czaruje w każdej scenie, w której tylko występuje. Już kiedyś wam mówiłam, że
Rhys to mój faworyt, ale po lekturze ACOWARu chyba muszę to przemyśleć, bo…
dostajemy zdecydowanie więcej Kasjana, Azriela czy jeszcze zupełnie innych,
nowych panów! Poznajemy tu całą resztę książąt Prythianu, w których nic, tylko
się zakochać! Każdy z nich ma swoją historię, swój własny indywidualny
charakter i urok, któremu nie sposób się oprzeć.
A
największe zaskoczenie? Sarah J. Maas wprowadziła wątek LGBT w miejsce, w
którym nie spodziewałam się go zobaczyć. Mogę was tylko zaciekawić
stwierdzeniem, że chodzi tu o dobrze znaną wam z poprzednich części osobę.
Bałam się, że autorka rozwiąże jej wątek w najprostszy możliwy sposób, a ona
zaserwowała taką niespodziankę! I ja to totalnie kupuję.
Natomiast…
Jak ACOWAR wypada w porównaniu z
resztą serii? Otóż cały czas byłam przekonana, że to pierwszy tom losów Feyry
jest dla mnie najlepszy, a na drugim miejscu drugi. Po ponownym przeczytaniu
obu pierwszych części troszkę zmieniłam zdanie. Zdecydowanie bardziej zaczęłam
doceniać Dwór mgieł i furii, który
teraz plasuje się u mnie na najwyższym miejscu na podium, Dwór cierni i róż na drugim, a Dwór
skrzydeł i zguby… no cóż, na ostatnim. Chociaż pamiętajcie, według mnie
wszystkie są równie dobre, ale wiecie, jeśli trzeba byłoby wybrać najlepszy, to
właśnie tak to się prezentuje.
Powiem
wam, że szalenie dobrze było mi wrócić do Prythianu i Velaris. Aż się nie
chciało wracać do rzeczywistości! I chociaż Dwór
skrzydeł i zguby od wad wolny nie jest, to gwarantuję wam, że tak was
porwie, że nawet nie zwrócicie na nie uwagi. Chyba, że jesteście mną, wtedy
będziecie się doszukiwać wszystkich niedociągnięć, ale to takie zboczenie
zawodowe.
Pomimo
że Dwór skrzydeł i zguby prezentuje
się najgorzej z całej trylogii, to mnie nie rozczarował. Gdy już zasiadłam do
tak długo odwlekanej lektury, zostało mi to wynagrodzone. Nie mogłam się
oderwać, z ciekawością chłonęłam każdą stronę, a najgorsze było to, że kartki
przewracały się zbyt szybko, niebezpiecznie zwiastując nadciągający koniec.
Chociaż powieść ma ponad 800 stron, to ja jej objętości nie poczułam w żadnym
momencie (no dobra, może wtedy, gdy musiałam ją upchać do torby).
Teraz
z wypiekami na twarzy będę czekać na nowelki! Mam tylko nadzieję, że nie okażą
się niepotrzebnym dodatkiem do serii, bo jeśli tak, to będę bardzo, bardzo zła
i niepocieszona. Ale tym będziemy martwić się później.
Fakty objawione:
Dwór cierni i róż | Dwór mgieł i furii | Dwór skrzydeł i zguby
Tytuł: Dwór skrzydeł i zguby
Tytuł oryginału: A Court of Wings and Ruin
Tytuł oryginału: A Court of Wings and Ruin
Autor: Sarah J. Maas
Tłumaczenie: Jakub Radzimiński
Tłumaczenie: Jakub Radzimiński
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 848
Grubość grzbietu: 5,1 cm
Cena: 49,99 zł
Mobilność: XL
NO NARESZCIE! XD
OdpowiedzUsuńEj w sumie czytając twoją reckę dochodzę do wniosku, że gryzło mnie w tej części dokładnie to samo co ciebie i zachwyciło mnie również to samo. Wątek LGBT umieszczony TAM? No ludu, toż to było tak nieoczekiwane i tak pasujące, że aż bym chciała przeczytać osobne opowiadania o przeszłości tej postaci! Wyobrażasz to sobie ? <3
Na dobrą sprawę siostry Feyry można by zabić. Nosz w dupskach im się poprzewracalo. Faktycznie taki straszny los ich spotkał... Z biednej chatki najpierw awansowały do wiejskiego dworku, a potem to już wgl awans awansów (uważam żeby nie było spoilerów xd). I jeszcze do t obie zyskały potencjalnych spoko facetów. Właściwie jedynym, co mogłoby mnie powstrzymać przed pozbyciem się ich z fabuły są wątki romantyczne xd tak samo jestem ciekawa Kasjana, jak i Luciena <3
Coś zaczynam pierdzielić chyba więc zmykam. Raz jeszcze propsy za to, że w końcu skończyłaś ACOWAR XD
Buziaki! <3
Ula
www.doinnego.blogspot.com
Haha, Amen!
UsuńIdź, siostry Feyry to ja bym udusiła i każdy sąd by mnie uniewinnił. Najpierw się szarogęszą, wydają pieniądze przeznaczone na jedzenie na kolejne fatałaszki. Potem znowu mają problem jak już bieda im minęła. A to, co mnie dobiło, było właśnie w 3 tomie. Rozumiem, ta wielka przykrość, która im się przydarzyła w finale ACOMAFu mogła na nich źle podziałać, ale kurde, przecież to był niezły upgrade dla nich. A te tylko fochami rzucają i obrażają się jak nastolatki. Wszyscy im do tyłka wchodzą, one na wszystkich szczekają. A później jak robią łaskę i chcą współpracować, gdzie tak naprawdę ich pomoc można już o kant dupy rozbić, to wszyscy są podjarani, że też siostry Feyry takie fajne i pomocne UGHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHH
Haha, dziękuję. Stawiasz mi winko! XD
Zupełnie nie moje klimaty. Jakoś nie przepadam za tym gatunkiem literackim.
OdpowiedzUsuńNie mam przekonania do tej serii po tym, jak zaczęłam czytać Szklany Tron :P Jakoś tak Maas nie do końca mnie do siebie przekonała i sprawiła, że polubiłam jej pomysły. Jeśli dorwę gdzieś ebooki, to zapewne przeczytam również Dwory, ale raczej nie planuję ich kupować :)
OdpowiedzUsuń(swoją drogą - ciekawe, czy to potem odszczekam :D)
Na mnie czeka 2 tom na półce :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za tego typu książkami, ale już wiem komu to polecę
OdpowiedzUsuńNie moje klimaty. Obecnie czytam Nieodnalezioną Mroza i póki co bardzo wciąga!
OdpowiedzUsuńZupełnie nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńNiedawno skończyłam ją czytać i wkrótce tez coś o niej napisze ;) Uwielbiam wszystkie książki spod pióra tej autorki, ale chyba zaczęła nieco za bardzo stawiać na sceny romansowe :D
Pozdrawiam!
znalezionewsrodwielu.blogspot.com
Niestety tym razem nie dla mnie książka :)
OdpowiedzUsuńTo nie jest również mój typ książek , ale recenzja znakomita!
OdpowiedzUsuńZakupiłam 3 tomy i zamierzam właśnie zacząć czytać. :)
OdpowiedzUsuńCała seria jeszcze przede mną.
OdpowiedzUsuńPrzyznaje że zaciekawiłaś się mnie tą recenzję :)
OdpowiedzUsuńJestem przed tą częścią i powiem, że strasznie mnie zaintrygowałaś tym wątkiem LGBT :D Teraz zastanawiam się kto to może być :D I zgadzam się co do postaci Tamlina, w drugiej części to zupełne inna osobowość. Ja rozumiem załamanie nerwowe, depresje i inne problemy psychiczne po sytuacji pod Górą, ale to moim zdaniem przesada. Miałam cichą nadzieję, że w ostatnim tomie trochę się poprawi jego charakter...
OdpowiedzUsuńZacznijmy od tego, że jestem tolerancyjna jak mogę, ALE Dwory wywołują u mnie ostrą alergię. Już Anka Lewandowska bardziej lubi gluten niż ja ten wytwór SJM. O tym mogłabym pisać całe eseje, ale... Czy ktoś tu wspomniał o Tamlinie? Tak, jestem tu głosić słowo nieboże, a spaczone psychologią. Maas tego wprost nie napisała, nawet o Feyre, gdzie tam sugerowała, ale chyba za bardzo ją bolało określenie "choroba psychiczna". (Czego bardzo nie szanuję, bo nie powinno się z tego robić tabu, powinna napisać o tym otwarcie.) Dodajmy dwa do cebuliona: po wydarzeniach z ACOTAR, Amarancie (czy jak to odmienić), po tym, jak Rhys i jego ojciec wpadli na Dwór Wiosny, a cała rodzina Tamlina została wymordowana, koleś miał wszelkie prawo załamać się psychicznie. Na moje (jeszcze niewprawione, ścigane kodeksem etyki) oko wygląda to na PTSD z obsesją na punkcie zapewnienia bezpieczeństwa osobą, które się kocha. Tak, jest to krzywdzące dla innych, niebezpieczne i może się wydawać, że Tamlin jest dupkiem, ale podczas czytania ACOMAF nieustannie odnosiłam wrażenie, że jemu zależy tylko na ochronie Feyre. Od początku go nie lubiłam, ale tutaj Maas mnie wręcz przymusiła do zatrzymania się nad tą konkretną postacią - to jedno jej wyszło, chociaż sama próbowała zrobić z niego złamanego... Ehm. :) Nie każdy cierpiący na zaburzenia psychiczne jest po prostu biedną, załamaną owieczką, reakcje są różne i bywają zagrożeniem dla innych, to nawet jedno z kryterium zaburzenia psychicznego! Można reagować agresją, obsesja może niszczyć życia bliskich, chory nie myśli racjonalnie. Dlatego też uważam, że pod koniec ACOMAF Tamlin jako jedyny miał wytłumaczenie na swoje postępowanie. Co tym czasem robi SJM i jej fani? Obwiniają Tamlina o całą sytuację, bo jak mógł nie zwrócić uwagi, że ten najniezwyklejszy, najcudowniejszy płatek śniegu Feyre ma ze sobą problemy! Chory choremu nie pomoże, nie w tym wypadku. Dla mnie ta przemiana jest realna, ale tragicznie przedstawiona! Nie planuję czytać 3 tomu, to byłby dla mnie masochizm, ale miałam małą nadzieję, że autorka się jeszcze zrehabilituje, tym czasem dowiedziałam się, że on jeszcze za to przepraszał. No na litość boską i nieboską!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale tym fragmentem o nim podkusiłaś mnie do komentarza. Nie mam samokontroli, nie w tej kwestii.
Osobom* borze szumiący, zabierzcie mi klawiaturę!
UsuńU, sprowokowałam Cię xd. Na psychologii się nie znam i okej, rozumiem, że chłopak mógł przeżyć traumę, ale to byłoby widać jeszcze w pierwszym tomie, jak Feyra dopiero wbiła do niego na dwór. Tam cały czas jest fajnym ziomkiem. Potem następuje Góra, która mogła być dla niego gwoździem do trumny i spowodować te jego zmianę, ale brakuje mi tu wytłumaczenia. Zero argumentów bym uwierzyła, że faktycznie mógł tak zareagować na te wszystkie wieści. Maas w tym wypadku spartaczyła :(
UsuńCzasem muszę i lubię się wygadać! ♥
UsuńJa mam wrażenie, że ona chciała zrobić z niego złamasa, ale zamiast wybrać jakąś lepszą drogę (jak ja liczyłam na to, że okaże się zdrajcą kolaborującym z Hybernią) to dała coś, co... Może mieć logiczne uzasadnienie! XD Powiem ci, że to, kiedy ktoś się załamie zależy od samego człowieka, prawie zawsze da się wyróżnić taki punkt, w którym coś przegięło szalę i uruchomiło całą tragedię. Wydaje mi się, że dla Tamlina Góra mogła być taką chwilą. Po zamordowaniu rodziny musiał szybko opanować bycie księciem, po klątwie Amaranthy (czy co to było?) miał nadzieję, na odnalezienie ratunku, pojawiła się Feyre, na której zaczęło mu wyjątkowo zależeć, a potem bach, Góra, po dworze Wiosny, jego miłość jest poniżana i wyjątkowo bliska śmierci (no w sumie umiera), nie zostaje nic, czego mógłby się chwycić. Tylko nadal mam wrażenie, że to nie miało tak być. Ewentualnie Maas tak nagle wpadł do głowy pomysł, że Rhys to jednak jest lepszy obiekt westchnień niż Tamlin i szybko robiła coś, co pokieruje ją w tym kierunku, a przy tym Feyre nadal będzie idealnie idealna.
A wiesz, że do mnie przemawia najbardziej ta ostatnia opcja? Gdy w zeszłym roku zaczęłam czytać Dwory i miałam za sobą tylko pierwszy tom, to byłam zdziwiona, że wcześniej wszyscy wzdychali do Tamlina, a po premierze ACOMAFu nagle wszyscy są #teamRhysand. Nie wiedziałam, co się tam ogarnęło, jakim cudem Feyra przeskoczyła z jednego kwiatka na drugi. No to teraz wiem i mi się to nie podoba XD. Rhys jest spoko i fajnie, że to z nim Feyra skończyła, ale czemu Tamlin na tym ucierpiał :(
UsuńMi też to bardzo pasuje. W Szklanym Tronie Celaena pierwotnie miała kończyć z Dorianem (chyba nawet gdzieś po internecie lata to zakończenie), więc wszystko jest możliwe. No i Maas już tak robiła, z Chaolem - w Królowej Cieni jest przedstawiony w najgorszym świetle bez żadnej logicznej podstawy. On nawet nie był zagrożeniem, zerwali z Celaeną i koniec, a tu trzeba faceta pogrążyć! Bo jeszcze jakiś czytelnik dalej będzie kochał ten ship, a tak być nie może! Kurde no, Trudne Sprawy wersja dla czytelników.
UsuńZaciekawiła mnie książka :)
OdpowiedzUsuńDwory to jedna z tych serii, które wywołują u mnie ból, smutek i niezrozumienie, jak cos takiego mogło stać się popularne! Czytałam pierwszy tom, byłam zniesmaczona główną bohaterką, oburzona wątkiem miłosnym... Książka była beznadziejnie rozplanowana, nudżyła mnie, po prostu porażka.
OdpowiedzUsuńNie znam serii, ale jesień już za pasem a co za tym idzie więcej czasu na czytane ;-)
OdpowiedzUsuń